1. Las Aokigahara
Aokigahara to las u podnóży góry (wulkanu) Fuji w Japoni, przy którym las z Blair Witch Project to Stumilowy las z Kubusia Puchatka. To pewnie dlatego, że wszędzie można znaleźć ludzkie ciała.
Tym czym wodospad Niagara jest dla młodych par, tym jest Aokigahara dla samobójców. Ile samobójstw potrzeba, żeby miejsce miało taką reputację jak to? 5? 10? 15? Ponad 500 ludzi odebrało sobie życie w Aokigahara od 1950 roku.
Moda na zakończenie życia w tym miejscu zaczęła się po publikacji książki „Kuroi Kaiju”, autorstwa Seicho Matsumoto, w której dwoje głównych bohaterów popełnia samobójstwo. Nie muszę dodawać gdzie? Japończycy chcąc, nie chcąc, pokazali, że są niezwykle wrażliwi na wszelkie przesłanki zawarte w filmach, książkach, mediach – setki z nich powiesiło się pośród niezliczonych drzew lasu Aokigahara, który jest tak gęsty, że nawet w samo południe nie trudno znaleźć miejsce całkowicie ogarnięte ciemnością.
Poza ciałami i stryczkami w okolicy można zobaczyć wiele tablic i znaków z przekazami w stylu „Życie jest cenne! Rozważ swoje postępowanie!” lub „Pomyśl o rodzinie!”
W latach siedemdziesiątych problemem zainteresował się japoński rząd i zaczął on robić coroczne porządki w lesie w celu znajdywania ciał. W 2002 roku znaleziono ich 78, ale kto wie ile przegapiono? Bardzo prawdopodobne, że w całym lesie codziennie można znaleźć jakąś wiszącą osobę.
Tutaj możesz zobaczyć kilka.
Swoją drogą, jeżeli sam ciemny las, pełen wiszących truposzy nie jest wystarczająco mocny, wystarczy dodać, że kilka lat temu ktoś zauważył, że dużo tamtejszych samobójców miało przy sobie pieniądze, biżuterię lub inne cenne przedmioty. Wtedy też w lesie powstała druga tradycja – bieganie ludzi po lesie w poszukiwaniu ciał, które jeszcze coś przy sobie mają.
2. Kaplica Czaszek w Kutnej Horze
Pomyśl o kaplicy czaszek w Czernej, ale na większą skalę. W kaplicy znajdują się szczątki 70 000 ofiar epidemii dżumy z połowy XIV w., wojen husyckich XV w. oraz wojny trzydziestoletniej XVII w. Ludzie z Europy nawet chcieli być pochowani na cmentarzu w Kutnej Horze. W końcu tamtejsi księża stwierdzili, że trzeba coś zrobić z tymi wszystkimi kośćmi, które im zostały. Coś śmiesznego…
Dziś tamtejsza kaplica jest znana dzięki dość wyszukanemu wystrojowi. Została udekorowana dziesiątkami tysięcy ludzkich kości. Ten makabryczny wystrój był projektem Czeskiego cieśli Franciszka Rinta, który z jakiegoś powodu został zatrudniony, aby jakoś zagospodarować dość bogatą w ludzkie kości kościelną kolekcję. Rezultat? Wielkie stosy ludzkich szczątek w czterech rogach kaplicy, srogi żyrandol ułożony z każdej kości ludzkiego ciała oraz olbrzymi herb rodziny Schwarzenbergów ozdabiający kaplicę.
No dobra, to są Czechy. Większa samowolka i te sprawy, ale już minęło 28 lat od premiery filmu „Duch” więc czemu oni nadal bawią się ludzkimi kośćmi jakby były jakiś LEGO od szatana i są ładnie poukładane od 140 lat? W sumie patrząc na dobrą stronę całego przedsięwzięcia, to można się cieszyć, że tamtejsze czaszki jeszcze nie służą za kufle, albo ceremonialne kielichy.
Tak właściwie to czy jeszcze ktoś jest zaskoczony, że owa kaplica była inspiracją dla stworzenia siedziby szatana w filmie Roba Zombie „Dom 1000 trupów”?
3. Ośrodek wypoczynkowy w San Zhi
Co dostaniemy po skrzyżowaniu kilkunastu zardzewiałych, futurystycznych budynków w kształcie UFO z serią tajemniczych śmierci ukrywanych przez rząd? Pewnie będzie to nawiedzony ośrodek w którym giną turyści, czyli ośrodek w San Zhi. Leży na obrzeżach Taipei… i w twoich koszmarach.
Ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy San Zhi w Tajwanie miał być celem pobytów wakacyjnych znudzonych, bogatych ludzi, którzy zawsze się zastanawiali jakby to było mieszkać w dużym krążku hokejowym… Konstrukcja miasteczka zaczęła się w latach osiemdziesiątych, ale szybko została przerwana z powodu serii tajemniczych wypadków na budowie… albo z tego co wiemy mogła za to odpowiadać Godzilla. Tak naprawdę dostępnych jest bardzo mało oficjalnych informacji o San Zhi. Nie można nawet potwierdzić liczby zaginionych tam ludzi, albo tego czy krzyczeli coś o dzieciach bez oczu zjadających ich dusze. Cała sprawa jest owiana tajemnicą.
Aktualnie większość informacji o ośrodku pochodzi od ludzi mieszkających niedaleko, którzy – ale niespodzianka – boją się nawet podejść do kompleksu. Tak właśnie 90 opuszczonych „spodków” stoi sobie tam od lat i czekają na kogoś wystarczająco głupiego, kto pójdzie pozwiedzać.
4. Most Overtoun
Znajduje się w Szkocji, niedaleko wioski Milton w spokojnym hrabstwie West Dunbartonshire. Most Overtoun jest obiektem przy którym nie zginął żaden człowiek w podejrzanych, niejasnych okolicznościach w ciągu ostatnich kilku dekad. Dlaczego więc jest na liście?
Z przyczyn, które niełatwo zrozumieć, skacząc z mostu zabiły się już setki… psów! Początek całego widowiska miał miejsce we wczesnych latach sześćdziesiątych, kiedy to średnio skakał jeden pies w miesiącu… Teraz całkowita liczba psich denatów to ok. 600 zwierząt, które z jakiegoś powodu postanowiły zakończyć swój byt na ziemi.
Nie mówimy tu o serii niefortunnych wypadków, których można było uniknąć poprzez zamontowanie prostej barierki. Ludzie, którzy byli świadkami tych wydarzeń mówią o psach, które ochoczo wspinały się na gzyms mostu i rzucały się w objęcia przeznaczenia. Nie ma dowodów na to, że psi samobójcy płakali przed skokiem lub pisali listy pożegnalne.
Teorie dlaczego takie zdarzenia mają tam miejsce są najróżniejsze, od psów emo, przez przypadek, po zwykły zbieg okoliczności. Oba punkty widzenia są głupie, bo parafrazując Ian’a Fleminga „Jeden raz to przypadek, dwa razy to zbieg okoliczności, trzy razy to wrogie działania, a ponad sześćset razy to musi być robota jakiegoś starożytnego sumeryjskiego demona, albo inne gówno.”
Nie jesteście przekonani? Zaobserwowano także psy, które po skoku przeżyły i zamiast w szoku uciekać gdzie pieprz rośnie, wspinały się z powrotem, aby dopełnić formalności. Zapewne dlatego, że wielki demon Overtoun nie zaspokoi swojego głodu próbami, a oczekuje świeżego, psiego futra, dużo świeżego, psiego futra…
5. Wyspa Poveglia
Pomyśl o najstraszniejszym motywie z horroru. Ok, teraz pomyśl jeszcze o czymś straszniejszym i dodaj do tego brutalność kilkadziesiąt razy większą niż w Hostelu – będzie to coś na wzór wyspy Poveglia. Położna jest we Włoszech niedaleko Wenecji. Wszystko zaczęło się, gdy Rzymianie, którzy byli znani ze swej dobroci i dbałości o społeczeństwo, zadecydowali, żeby zebrać wszystkie ofiary ówczesnych plag i gdzieś je wysłać. To gdzieś to właśnie wyspa Poveglia.
Kilka tysięcy ludzi zostało tam zesłanych i poddanych kwarantannie, gdzie wszyscy zginęli. Pomyślisz sobie, że taka decyzja była wtedy normalna, bo ludzie jeszcze wierzyli w boga słońca, załatwiali swoje potrzeby w dziurze w ziemi itp. Ale nie kilka stuleci później, gdy zrobiono to samo jeszcze raz.
W czasach, gdy w Europie rozprzestrzeniła się „Czarna śmierć” wyspa znów powróciła do swoich „czasów świetności” – miejsca wakacji dla zarażonych ludzi. Kiedy plaga się nasilała obniżono wymagania do zsyłki z „cierpiących z powodu plagi” na „każdy kto ma jakiekolwiek oznaki choroby”. Z powodu sporej ilości wysyłanych ludzi zmieniono także politykę z „pozwolić zarażonym spokojnie umrzeć” na „wrzucić ich do wielkiej dziury (na ciała, które już tam leżą) i podpalić”, było widać postęp… Określa się, że na wyspie zginęło 160,000 (sto sześćdziesiąt tysięcy) ludzi, a morze nadal wyrzuca na brzeg kości.
Jeszcze wam mało? W 1922 roku na wyspie został założony szpital dla psychicznie chorych, z wielką pieprzoną dzwonnicą (wyspa jeszcze wtedy śmierdziała jak spalone i zgniłe z infekcji ciała).
Do szpitala wysyłano wszystkich, którzy byli uważani za „szalonych”. Aha, to jeszcze było przed pierwszym DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders), czyli każdy mógł być wrzucony do azylu i można było z nim robić wszystko.
Legenda mówi, że w szpitalu pracował doktor, który często eksperymentował na swoich pacjentach. Robił takie tam zabiegi jak na przykład lobotomia młotkiem i dłutem. Doktor oczywiście torturował swoich pacjentów, gdzie? W tej pieprzonej dzwonnicy (musiało tak być). Całkowicie także ignorował ich płacz i krzyki o rzekomych widzianych i słyszanych duchach na wyspie…
Następnie doktor został zrzucony z dzwonnicy przez duchy ofiar plagi i leżąc na ziemi został „pochłonięty przez mgłę, która uniosła się nad ziemią”. Tak naprawdę to nie uwierzylibyśmy w tę część legendy, gdyby to była jakakolwiek inna wyspa… Tak czy inaczej lepszym wytłumaczeniem od „doktor został zamordowany przez duchy ofiar plagi” wydaje się być „doktor został zamordowany przez tych wszystkich „szaleńców”, których on torturował.”
W kolejnych latach ludzie sami decydowali się przeprowadzić na wyspę, aby dzień później stamtąd spieprzyć. Do dzisiaj wyspa zostaje niezamieszkana; no chyba, że policzymy te wszystkie duchy ludzi, którzy zostali tam zesłani bez powodu, w tym wypadku chyba nie ma wolnych miejsc…
6.Dom pani Winchester
W San Jose (Kalifornia) jest dom. Jest duży, posiada 160 pokojów, skonstruowany jak labirynt, korytarze z łączną długością ponad 1.5km, tajne przejścia, ślepe zaułki, drzwi za którymi jest ściana i klatki schodowe prowadzące na strych.
Jest to wytwór pani Sary Winchester, dziedziczki fortuny firmy produkującej broń (Winchester Rifles). Pod koniec XIXw. Pani Winchester zasmucona śmiercią córki, męża i teścia zgłosiła się do medium. Oto co się dowiedziała: „Tysiące przez was zginęło, a ich duchy żądają kary. Masz wyjechać na zachód i zbudować dom dla siebie i dla duchów zabitych z tej broni. Nigdy nie kończ jego budowy, to nie umrzesz. Zaprzestaniesz-zginiesz.” Świetna przepowiednia dla kogoś kto właśnie stracił rodzinę. W skrócie miało to wyglądać jak dom rodziny Adamsów…
W 1884 roku pani Winchester zaczęła budowę owej posiadłości, która trwała nieprzerwanie przez 38 lat, aż do jej śmierci. Poza tym, że teraz tyle zabiera obudowanie kuchni w drewnie, posiadłość pani Winchester tak się rozbudowała, że można się w niej zgubić. Naprawdę. Właśnie zgubienie się w niej było myślą przewodnią. Wszystkie zwroty, zakręty, ślepe zaułki miały za zadanie zgubić duchy. Sara miała na tym punkcie bzika…
Ale wkurzanie rządnych zemsty duchów było tylko jednym elementem architektury. Cała posiadłość pani Winchester tj. żyrandol, haki na ubrania, panele ścienne, drzewa dookoła zostały tak udekorowane i zaprojektowane, aby zawierały w sobie liczbę 13 lub jej wielokrotność. Pewnie miały przynosić szczęście… ta, komuś kto chciał się uwolnić od duchów… Pani winchester chyba spróbowała wszystkiego poza złożeniem ofiary w postaci owieczki do szatana, aby mieć pewność, że dom będzie nawiedzony. Więcej na:
http://www.winchestermysteryhouse.com/
źródło: cracked.com